Rozmowa z Piotrem i Dariuszem Głowackimi z pracowni zegarmistrzowskiej „Głowaccy” w Warszawie
Firma „Głowaccy” to firma rodzinna. Jesteście Panowie jedynymi w Polsce specjalistami od renowacji tarcz zegarkowych. Również na świecie ich odnawianiem zajmuje się obecnie niewiele firm. Jak doszło do tego, że mała pracownia przy ulicy Złotej w Warszawie stała się miejscem, jakich na świecie niewiele?
Piotr Głowacki: Moim marzeniem zawsze była praca w branży zegarmistrzowskiej. Po wojnie jednak nie mialem możliwości wyuczenia się zawodu. Trzeba było wydać majątek u mistrza, który przyjmował do tak zwanego terminu. Niestety nie moglem sobie na to pozwolić. Najpierw skończyłem szkołę zawodową uzyskując specjalność ślusarza, tokarza i frezera. Poźniej umiejętności zdobyte w tej szkole bardzo mi się przydały. Kiedy nadarzyła się okazja wyuczyłem się zawodu zegarmistrza. Do dnia dzisiejszego nie „wypuściłem fachu z ręki”. Całe swoje doświadczenie przekazałem swoim synom. Wyszkoliłem też kilkunastu uczniów. którzy mają zakłady na terenie Warszawy. Od początku swojej działalności specjalizowałem się w dorabianiu takich części, których nikt nie był w stanic odtworzyć. Uważam, że osiągnąłem w swojej profesji naprawdę dobre wyniki, chociaż wszystko to było związane z ciężką pracą.
Dariusz Głowacki: Dodam, że w latach 60. nasza firma mieściła się przy ulicy Ząbkowskiej w pobliżu bazaru Różyckiego na warszawskiej Pradze. Wielu klientów przynosiło zegarki do renowacji, a następnie je sprzedawali. Należało odnowić kopertę, wskazówki, tarczę. Zapoczątkowało to dzialalność, którą na świecie prowadzi niewiele firm. Jak pan już wspomniał, jesteśmy jedyną tego typu firmą w Polsce, natomiast w Europie istnieją co najwyżej trzy firmy zajmujące się renowacją tarcz. Ale tego typu działalność wymaga ogromnego poświęcenia. Ojciec w latach 50., 60. spędzał cały swój wolny czas na doskonaleniu techniki odnawiania tarcz. Praca często w nocy, przy chemikaliach doprowadziła do częściowej utraty węchu. Wszystko to potwierdza tylko fakt, iż nieprzypadkowo firma „Głowaccy” jest ewenementem w Polsce, a nawet w Europie. Do perfekcji nie można dojść przez przypadek. Obserwowaliśmy już kilkakrotne próby powstawania konkurencyjnych firm, które naśladując naszą działalność nie radziły sobie i w rezultacie musiały zawieszać swą działalność. Trzeba mieć naprawdę doskonale przygotowanie techniczne i ogromne zdolności manualne, aby tym się zajmować.
Wszyscy w firmie podtrzymują tradycję rodzinną, co w dzisiejszych czasach zdarza się raczej rzadko. Jak udało się Panu rozbudzić zainteresowanie branżą zegarmistrzowską w synach?
P.G: Oni, podobnie jak ja, lubią przebywać wśród pięknych, starych zegarów, pośród coraz rzadszych mechanizmów. Można też powiedzieć, że są to w dużej części dzieła sztuki. Można je naprawiać w nieskończoność, a one zachowują swój pierwotny wygląd. Ale nie tylko wygląd jest ważny. Wrażliwe ucho uchwyci przepiękny chód, dźwięk starych zegarów i to jest jak muzyka.
D.G: To, co ojciec mówi, to święte słowa. Uważa się, że szczególnie te stare mają duszę. Oglądanie i słuchanie starych zegarów cieszy i wzrok i słuch. Chciałoby się takie zegary przyjmować od klientów jeszcze częściej. Myślę, że wyrażam tutaj przekonania wszystkich moich braci. Wszyscy jesteśmy mistrzami dyplomowanymi zegarmistrzostwa i lubimy ten zawód nie tyle z chęci zarobku, co z przywiązania do tradycji rodzinnej. Często też kieruje nami chęć sprawdzenia się, podołania nowym wyzwaniom. Z niepokojem odnotowujemy więc fakt, że zegarmistrzostwo podupada. Zegarki stają się coraz tańsze, natomiast naprawy stosunkowo drogie. Nawet nasza firma musiała zająć się inną działalnością, aby utrzymać zakład i rodzinę. Mieści się tutaj agencja ubezpieczeniowa oraz punkt znakowania pojazdów. Zakładaliśmy też systemy antywłamaniowe w samochodach. Mamy jednak nadzieję, że zainteresowanie zegarkami markowymi, które bedą doceniane przez ludzi z dobrym gustem, pozostanie zawsze duże. Dlatego nie zrezygnujemy ze swojej działalności i pomagamy ludziom odnowić tarczę, kopertę czy wskazówki oraz naprawić mechanizm.
Jak Panów zdaniem wygląda obecnie zainteresowanie zegarkami w Polsce?
P.G: Społeczeństwo dzieli się na dwie grupy. Do tej pierwszej należą osoby preferujące tanie i stosunkowo mało skomplikowane zegarki, np. elektroniczne. Kiedy zegarek im się popsuje, kupują nowy. Druga grupa to osoby, które są w stanie wydać bajońskie sumy na renowację starego zegarka. Chcą zachować przedmiot, który darzą sentymentem oraz nierzadko szczycić się tym, że są właścicielami arcydzieła. Takich klientów mamy stosunkowo dużo. Ich zegarki leżały nieraz w szafie przez trzydzieści lat i nie miał ich kto naprawić. Kiedy tylko ktoś taki dowiadywał się o naszej firmie, bez pytania o koszty oddawał go nam do naprawy. Zdarzały się także przypadki, że klienci przyjeżdżali z zagranicy, na przykład z Australii. Ostatnio dosyć często nasz zakład odwiedzają emigranci, którzy opuścili kraj tuż po wojnie. Są oni posiadaczami starych zegarków, których w Niemczech nikt już nie naprawia. Firmy niemieckie posługują się przy renowacji zegarków wspomaganiem komputerowym i nie zawsze są w stanie naprawić zegarek, jeśli nie posiadają odpowiedniego programu. Zdarzało się wtedy, że odsyłały swych klientów na Złotą w Warszawie. Część naszych klientów zajmuje się sprzedażą odnowionych zegarków na aukcjach czy w komisach. Są nam potem wdzięczni, że uratowaliśmy im wiele starych zegarków i za to, że dzięki naszym usługom dorobili się czegoś w życiu. Dodam, że największą grupę naszych klientów stanowią ludzie przynoszący zegarki z lat 50. Chcą je naprawić, ponieważ jest to dla nich pamiątka lub prezent na osiemnaste urodziny czy z innej ważnej okazji. W takich zegarkach koperta ma często ubytki, a tarcza, jeżeli była złocona lub srebrzona, jest prawie sczerniała. Często klienci są bardzo zdziwieni i wprost nie mogą uwierzyć, że zegarek po renowacji wygląda dokładnie tak samo jak przed kilkudziesięciu laty.
Czy jest coś, co utkwiło Panom najbardziej w pamięci poprzez wszystkie lata pracy w branży?
P.G: Mnie najbardziej zapadł w pamięć mój wyjazd do Austrii na szkolenie, gdzie zastał mnie stan wojenny. Będąc w trudnej sytuacji finansowej zacząłem szukać pracy. Odwiedzałem różne zakłady zegarmistrzowskie i pytałem, czy nie mają dla mnie jakiejś pracy. W ten sposób po dość długich poszukiwaniach znalazłem prace polegającą na renowacji bardzo starych, a zarazem bardzo drogich zegarów. Dlatego wcale się nie dziwię, że moi pracodawcy bali się mi je powierzyć. Dowiedziałem się również, że nikt do tej pory nie potrafił ich naprawić. Jakież było ich zdziwienie, gdy nawet bez kompletu narzędzi dorobiłem brakujące części i udało mi się uruchomić kilka drogocennych okazów. Natychmiast dostałem propozycję pozastania w Wiedniu. Proponowano mi prace w zakładzie w centrum miasta. Długo się nad tym zastanawiałem, ale w końcu zwyciężyło przywiązanie do ojczystego kraju.
D.G: Ja w czasie wojennym zostałem w Polsce i pracowałem w firmie. Po powrocie ojca znowu byliśmy wszyscy razem.
Czy pamiętacie Panowie taki zegarek, który Panów zdziwił, zszokował czy też wprawił w zachwyt?
P.G: Pewien znajomy pokazał mi zegarek firmy Patek Philippe. Miał on na tarczy sceny… erotyczne. Dużym zaskoczeniem dla mnie było, że renomowana firma zdecydowała się na tak odważny wyrób. Z tego co mi wiadomo, takich zegarków jest tylko kilka na całym świecie.
Czy firma rodzinna oznacza także bezkonfliktowe i spokojne współżycie? Czy ułatwia to porozumienie spornych?
D.G: Rodzinne prowadzenie firmy znacznie poprawia atmosferę pracy. Współdziałamy i wspomagamy się wzajemnie. Mimo iż nikt nikomu nie narzuca czasu pracy, każdy chce być potrzebny. Firma to nie tylko czas pracy, to dla nas historia, tradycja, wspomnienia. Zegarmistrzostwo nie jest teraz zajęciem przynoszącym duże zyski. Znam zegarmistrzów, którzy zajęli się handlem zegarkami i znajdują się w znacznie lepszej sytuacji finansowej niż my. My z handlu zrezygnowaliśmy, ponieważ ograniczałoby to nasz czas przeznaczony na renowację zegarów. Jeszcze raz zaznaczam, że jest to bardzo pracochłonne zajęcie, wymagające precyzji i skupienia.
P.G: Moi dawni uczniowie dziwią się, że ciągle pozostaję w swoim zawodzie, podczas gdy oni zarabiają znacznie więcej zajmując się sprzedażą. Nie rozumieją, że firma rodzinna to nie tylko biznes, lecz także emocje, wspomnienia, historia. Ja odczuwam ogromną satysfakcję wiedząc, że pomagam ludziom i jestem pożyteczny.
Jakie są państwa plany na przyszłość? Czy Państwa dzieci będą podtrzymywały tradycję ?
D.G: Myśle ze tak. Chociaż syn mój ma dopiero trzynaście lat wykazuje duże zdolności plastyczne. Sqdzę, że będzie mu to potrzebne w przyszłym fachu. Mówimy tutaj już o wejściu naszej firmy w XXI wiek. Mam nadzieję, że wtedy również będą poszukiwane zegary osiemnasto czy dziewiętnastowieczne, a ludzie będą pokazywali następnym pokoleniom, że działanie zegara opierało się na balasie, sprężynie, na doskonale współgrającym ze sobą mechanizmie. Ojciec niedługo odchodzi na emeryturę, ale niewątpliwie będzie służył swoją radą i bogatym doświadczeniem. Ojciec zawsze podkreślał zasadę uczciwości, my zostaliśmy wychowani na zasadach chrześcijańskich. Ludzie ufają nam, zostawiają zegarki nie chcąc pokwitowania i to zarówno Polacy, jak i Szwedzi czy Niemcy. Wartości moralne przekazujemy swoim dzieciom i myślę, że tak wychowane bedą kontynuowały działalność firmy z godnością i poszanowaniem tradycji.
Jaka jest recepta na uniknięcia przesycenia związanego z pozostawaniem przez dziesiątki lat w tej samej branży?
P.G: Jeżeli ktoś coś naprawdę lubi, to nigdy mu się to nie znudzi. Nawet przy zmianie zawodu będzie się nieustannie myślało o tym, co się lubi.
D.G: Chociaż zdarza się i tak, że mimo włożonego w prace serca, znajdzie się klient, który będzie niezadowolony z jakiegoś drobiazgu. Pomimo takich sporadycznych sytuacji nie sądzę, aby praca w tym zawodzie mogła mi się znudzić. Zadowolenie klientów jest dla nas dodatkowym bodźcem. Precyzja, dokładność i dotrzymanie terminu to dla nas rzeczy najważniejsze.
Czego by sobie Panowie życzyli w nadchodzących latach?
P.G: Przede wszystkim, aby istniał pokój na świecie i aby można było spokojnie pracować. To najważniejsze.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz Jarosz
„Zegarki i biżuteria” 10/97